Charakterystyczną cechą rozwiniętych społeczeństw jest duża ilość
organizacji pozarządowych, do których należy niemała część ludności
danego kraju. Od jakiegoś czasu ten trend można zaobserwować również
w Polsce - istniejące organizacje rosną w siłę, cały czas tworzą się
nowe.
Tworzące się organizacje stają przed istotnym problemem - czego używać
w swoich biurach. Najczęściej kończy się na niewielkiej liczbie komputerów
z zainstalowanym oprogramowaniem Microsoftu i problemami - bo organizację
stać na kilka komputerów bez oprogramowania lub jedną maszynę z kompletem
programów. Często kończy się na instalacji pirackich wersji systemu
operacyjnego i innych narzędzi. A przecież istnieje Wolne
Oprogramowanie - tanie i proste rozwiązanie problemu. Czym ono jest?
Całe istniejące oprogramowanie możemy podzielić na dwie kategorie -
otwarte, do którego kodu źródłowego dostęp mają wszyscy jego użytkownicy,
oraz zamknięte - z dostępem ograniczonym lub zupełnie bez dostępu do źródeł.
W tej drugiej kategorii mieści się większość gotowych programów, które
można kupić w pudełku w przeciętnym sklepie komputerowym.
Jak zwrócono już uwagę w wielu krajach, systemy zamknięte
niosą za sobą olbrzymią możliwość ukrycia w nich funkcji nieprzewidzianych
przez końcowych użytkowników, w tym procedur mogących odpowiadać za wysyłanie
w świat nie zawsze jawnych danych z naszego sprzętu. Dlatego też
np. we Francji zarządzono odgórnie, że komputery administracji
publicznej powinny pracować pod kontrolą otwartego oprogramowania.
Po wprowadzeniu nowego prawa poważnie zmniejszyło się
ryzyko wycieku poufnych materiałów z francuskich urzędów i firm.
Organizacje pozarządowe tym bardziej nie powinny brać pod uwagę programów
obwarowanych zapisami licencyjnymi zakazującymi ich optymalnego wykorzystania.
Lepiej się skupić na tym, za czym idzie wolność - wolność uruchamiania,
wolność poprawiania, wolność dystrybucji.
W wolnym oprogramowaniu najważniejsza jest nie cena (która najczęściej
jest zerowa), lecz wolność. Wolne oprogramowanie można skopiować
z internetu, można
je również kupić za nieduże pieniądze. To, że za nie zapłaciliśmy,
nie zabiera nam trzech postawowych wolności, które wyżej wymieniłem.
Wolność uruchamiania oznacza, że licencja w żaden sposób nie ogranicza nas
pod względem wykorzystania danego programu. Możemy go uruchomić na dowolnym
komputerze, nawet na dowolnej liczbie komputerów, bez konieczności płacenia
za tysiące licencji. To drugie jest zrozumiałe, a to pierwsze? Choć już
większość z nas tego nie zauważa, współczesne licencje nierzadko
ograniczają możliwość instalacji zakupionego przez nas oprogramowania
do komputera, z którym sprzedano dane oprogramowanie. Po wymianie komputera
musimy kupić kolejną kopię popularnego systemu operacyjnego, bo ta, którą
mieliśmy, może się nawet nie zainstalować. Po prostu instalator sprawdza,
czy aby na pewno uruchomiliśmy go na maszynie, której numer
seryjny ma zapisany głęboko w sobie. Po jakimś czasie może się okazać, że
kilkadziesiąt licencji, które nabyliśmy w cenie komputerów, może się okazać
nic nie wartymi papierkami.
Co więcej, wolność uruchamiania daje nam prawo wykorzystywania
oprogramowania zarówno w domu, jak i w firmie czy organizacji. Licencje
wielu powszechnie używanych "darmowych" programów zezwalają na nieodpłatny
użytek prywatny, ograniczając zastosowania profesjonalne.
Drugim wspomnianym przeze mnie rodzajem wolności jest wolność modyfikacji.
Razem z oprogramowaniem otrzymujesz dostęp do jego kodu źródłowego. Możesz
go dostać na tej samej płycie, co program, może to być
również odnośnik do strony internetowej, z której możesz pobrać źródła.
Co więcej, licencja chroniąca oprogramowanie, nie zabrania dokonywania
w nim żadnych zmian.
Co może ci dać dostęp do mało zrozumiałego dla przeciętnego śmiertelnika
kodu? Przede wszystkim pewność, że w razie konieczności wprowadzenia
drobnych poprawek - typu literówka lub zmiana oprocentowania składki ZUS -
nie trzeba będzie czekać na nową wersję programu. Tak prostą rzecz potrafi
poprawić nawet osoba nieobeznana dobrze z komputerem.
O wiele więcej na wolności modyfikacji zyskają programiści oraz osoby
planujące wdrożenie jakiegoś rozwiązania od zera (na przykład firmy
i organizacje). Po pierwsze, mogą oni dostosowywać program do swoich
konkretnych wymagań, nie muszą pozostawać przy tym, co zaoferował
producent. Po drugie - w przypadku wystąpienia błędu nie trzeba czekać
(często miesiącami) na nie zawsze darmowe poprawki. Po trzecie, i chyba
najważniejsze, w momencie upadku producenta oprogramowania lub chęci jego
zmiany, nie musimy wymieniać całego istniejącego systemu na nowy. Łatwo
jest znaleźć nowego "opiekuna" naszej instalacji, bo dzięki dostępowi do
kodu źródłowego może on przejąć wszystkie bez wyjątku funkcje poprzednika.
Krótko mówiąc - wolne oprogramowanie oznacza tez mozliwosc wyboru wsparcia
(supportu). Nie jestesmy skazani tylko na producenta lub określonego
wdrożeniowca.
Ostatnim elementem wolnościowym jest wolność dystrybucji - czyli
kopiowania. Dzięki niej oprogramowanie, które przerobimy i dostosujemy do
potrzeb naszych bądź naszej organizacji, możemy przekazać innym.
Oczywiście, nikt nie zakazuje nam pobierać za to opłaty, jednak nie musimy
tego robić. Pozwala to na obniżenie kosztów działalności organizacji
pozarządowych na całym świecie, gdyż korzystają one z wspólnie
opracowywanego lub poprawianego oprogramowania. Darmowość tego
oprogramowania sprzyja łatwości wymiany danych między różnymi użytkownikami
komputerów - choć nie każdy może sobie pozwolić na kosztujący kilkaset
dolarów edytor tekstów, to każdy może skopiować posiadający identyczne
możliwości oprogramowanie, które - nie dość że darmowe - to jeszcze nie
nakłada na użytkownika dziwnych ograniczeń licencyjnych.
Z tych trzech podstawowych wolności wyłonił się gigantyczny ruch twórców
wolnego oprogramowania - przykładowo Linux jest największą pod względem
liczby uczestników inicjatywą programistyczną na świecie.
Za otwartością kodu idzie decentralizacja - nie ma jednej firmy
zarządzającej wszystkim, jak to może być w przypadku oprogramowania
zamkniętego. Do tego dochodzi nieskrępowany rozwój technologii
(nieograniczony prawem antymonopolowym, bo po prostu nie ma możliwości
zainstnienia monopoli), za którym idzie wolny wybór ostatecznego
użytkownika. Dzięki temu dba się o jakość i wygodę, bo w końcu
oprogramowanie jest zwykle pisane dla zwykłego użytkownika, a nie
guru komputerowego.
Z powyższymi argumentami zgodzili się delegaci tegorocznego Światowego
Szczytu Społeczeństwa Informacyjnego - wśród nich byli zarówno
przedstawiciele rządów, korporacji, jak i organizacji pozarządowych. W
ostatecznym dokumecie można przeczytać "Należy zachęcać do rozwoju i
wdrażania oprogramowania open source, we właściwy sposób, podobnie jak
otwartych standarów sieciowych."
Zgadzają się również firmy i organizacje
na całym świecie, które powoli przestawiają się na Linuksa
(najpopularniejszy Wolny system operacyjny). Wśród nich są zarówno
administracja publiczna, Sejm i Senat, Straż Graniczna, jak i szkoły i
uczelnie wyższe oraz organizacje pozarządowe.
Głównym problemem w rozpowszechnianiu Wolnego Oprogramowania jest brak
wiedzy potencjalnych użytkowników o jego istnieniu i zaletach płynących z
jego wykorzystania. Gdyby większość organizacji pozarządowych przestawiła
się na Wolne Oprogramowanie, poza olbrzymim zmniejszeniem kosztów
działania oznaczałoby to wzrost współpracy między nimi. Początkowo na
płaszczyźnie czysto technicznej - pojawiłaby się wymiana informacji na
temat możliwości dostosowywania oprogramowania do własnych potrzeb -
później może i dalej idąca.